|
|
|
BABCIA
Był maj, pośród klientów okolicznego hipermarketu budowlanego nieco odróżniał się pracownik bankowy - Tadeusz Wajcheprzełóż - ubrany w swój kitel, dla niepoznaki odziany w jasnozieloną jaskrawą kamizelkę odblaskową. Na parkingu w słoneczny dzień lśniła w słońcu piła motorowa, którą trzymał w prawej dłoni udając się do punktu informacyjnego hipermarketu celem zapytania, czy w swej przebogatej ofercie budowlanej posiadają worki na zwłoki. Zaskoczony szerokim asortymentem worków, Tadeusz Wajcheprzełóż wybrał pierwszy lepszy dwumetrowy worek i saszetkę pavulonu - na wszelki wypadek, gdyby zabrakło pogotowiu, które miało przyjechać na przyszłe miejsce zbrodni. Było coraz cieplej, kiedy na parking koło hipermarketu wjechał samochód szkoleniowy z wielką literą L na dachu. Zaopatrzony we wszystkie niezbędne narzędzia, Tadeusz Wajcheprzełóż udał się w kierunku budki telefonicznej. Po chwili Tadeusz wezwał pogotowie, a że wokół słuchawki było dośc cicho - dało się słyszeć słowa jego rozmówcy, który mówił mniej więcej: - Nie! Ja tam bez policji nie jadę. Byliśmy u tego kolesia już kilka razy. To psychol. Znowu będzie rzucał nożami... Pan Tadeuszbył kolekcjonerem broni a jego głos był rozpoznawany przez policję, pogotowie ratunkowe i wiele agencji towarzyskich w okolicy. Barczasty dwumetrowiec, co ma niepoukładane w głowie. Wezwał pogotowie, bo ponoć przedawkował relanium. Została także wezwana policja. Zjawiła się szybko. Na miejsce zdarzenia przyjechała grupa szybkiego reagowania. Wyskoczyło czterech kolesi z samochodu, z gładkolufowymi strzelbami na gumowe kulki. Ekipa pogotowia szła właśnie w kierunku pacjenta, kiedy to jeden z policjantów puka do drzwi budki telefonicznej, w której wciąż z piłą łańcuchową w dłoni stał Tadeusz, otwiera drzwi i ugięły mu się kolana. Jego oczom ukazał się policjant mierzący do niego z broni gładkolufowej, pytający go: Czy to pan wzywał pogotowie ratunkowe? Tak tak, ale już mi lepiej - powiedział Tadeusz wsiadając do samochodu szkoleniowego oznaczonego literą L, który przed chwilą zajechał na parking. Policjanci popukali się w czoło i wrócili do komendy. Samochód z Tadeuszem Wajcheprzełożem z piskiem ruszył w kierunku okolicznych chaszczy. W samochodzie oprócz Tadeusza siedziała rudowłosa, puszysta kursantka, a także sexinstruktor Rafał, który kierował ręką uczennicy, która z miłą chęcią przełączała biegi. Pomimo faktu, że odbywał się właśnie egzamin z jazdy - cała trójka udała się w okoliczne tereny zielone, gdzie zrozpaczona kursantka przyznała, że jest to jej kolejny egzamin i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że może oblać po raz kolejny. Dlatego też jest zdesperowana zrobić wszystko, aby zaliczyć ten nieszczęsny egzamin. Rozochocony propozycją Julity, Tadeusz Wajcheprzełóż postanowił zaproponował zadać nieśmiało pytanie, czy aby nie chciała przytulić się do jego pyty i nie co possać dawno nieodwiedzaną kilkunastocentymetrową pytę. Tak sformułowane pytanie nei mogło pozostać bez twierdzącej odpowiedzi. Wietrząc okazję, Julia niewiele się zastanawiała nad postanowieniem i rzuciła się ściskając mocno pytę w ustach. Zaciskawszy mocno zęby na pytongu Julia zdecydowanymi ruchami posuwsto zwrotnymi zaliczyła nareszcie wzorowo egzamin z prawka.
|
|
FRAGMENTY z EPIZODU
|
|
|
|